W dzisiejszym artykule opowiem Wam trochę więcej o miejscu, o którego istnieniu nie wie zbyt wielu turystów odwiedzających Trójmiasto. A na pewno znaczna ich część jest zaskoczona, że w granicach Gdańska leży całkiem duża… wyspa.
Wyspa Sobieszewska, bo o niej mowa, jest trzecią co do wielkości, po Wolinie i Uznamie, wyspą polskiego wybrzeża Bałtyku. Co ciekawe, jako jedyna powstała w wyniku działalności człowieka.
Ale na tym interesujące fakty dotyczące „Sobieszewa” się nie kończą. Zachęcam Was do lektury, a także odwiedzin tego niesamowitego miejsca – mogę zapewnić, że wielu moich Gości zauroczyło i jest dla nich stałym punktem podczas powrotów do Trójmiasta m.in. z powodu walorów przyrodniczych. Z resztą – i ja je bardzo lubię.
Rodzinne wyjazdy i wakacje, te krótsze i dłuższe, są często zaplanowane w najdrobniejszym szczególe. Rodzice chcą dokładnie wiedzieć, co będą robić, a przynajmniej co robić mogą. Wnikliwie sprawdzają ofertę pod kątem udogodnień dla dzieci, dopytują o to, co hotel, pensjonat, agroturystyka lub najbliższa okolica oferują dla najmłodszych. Chcą mieć pewność, że w razie niepogody oferta wypoczynkowa będzie przygotowana na tyle bogato, że ich pociechy nie zdążą się nudzić, a oni… będą mieli czas, by odpocząć.
Od kilku tygodni czuć wyraźne powiewy wiosny. Ostatnie weekendy rozpieszczały nas słońcem, bezchmurnym niebem i spokojnym morzem. Przyroda zaczęła budzić się do życia, rozpoczynając ulubiony dla wielu okres roku. W niedalekiej perspektywie, gdzieś na horyzoncie, oprócz kwitnienia przebiśniegów i krokusów, widnieje inny, tradycyjnie najważniejszy dla chrześcijan czas – Wielkanoc.
I właśnie na świętach – w wersji dla katolików i nie tylko – skupię dziś Waszą uwagę.
14 lutego zbliża się wielkimi krokami. I choć z moich obserwacji wynika, że są co najmniej dwa podejścia do celebrowania tego dnia, chciałabym zaproponować kilka pomysłów, aby święto zakochanych było w tym roku niepowtarzalne. Jeśli należycie do grupy osób, dla których walentynki są dniem wyczekiwanym i wyjątkowym, pełnym magii i niespodzianek, mam nadzieję, że w tekście znajdziecie inspiracje, aby spędzić je w przyjemny sposób. Jeśli jesteście po drugiej stronie barykady, a czerwone serduszka w lutym nie spędzają Wam snu z powiek, to również zachęcam do lektury. Przecież z pomysłów możecie skorzystać później, bo świętować warto w każdy inny dzień, a najlepiej codziennie.
Gdybym przeprowadziła krótką ankietę i zapytała z czym kojarzą się Wam ferie zimowe, prawdopodobnie większość z Was wskazałaby odpowiedzi takie jak: narty, snowboard, sanki, góry, śnieg, gorąca herbata i bitwa na śnieżki. Niektórzy dodaliby pewnie odpoczynek, czas z rodziną i przygody. Oczywiście, nie wyczerpałoby to wszystkich możliwości. Warto więc szukać czegoś wyjątkowego dla nas, a na pewno dobrze otworzyć się na coś nowego, by poszerzyć horyzonty.
I właśnie ferie zimowe nad morzem, w dużym mieście, mogą się okazać wyjściem poza schemat i całkiem ciekawą alternatywą dla tych, którzy wielkimi miłośnikami sportów zimowych nie są. Zapraszam w zimową podróż do Gdańska.
Jesień w tym roku nas rozpieszcza. Wydawać by się mogło, że za nami dopiero wrzesień. Tymczasem w miniony weekend cofnęliśmy zegarki o godzinę. Dzieci z sąsiedztwa, przebrane ze czarownice i duchy, biegały krzycząc radośnie „Cukierek albo psikus”, a my obsypywaliśmy je słodyczami, by nieco później, w zadumie, pomyśleć o naszych biskich.
I choć teraz pewnie trudno w to uwierzyć, już za kilka tygodni złote liście zastąpi szron, a spacery bez czapki, okażą się dużym wyzwaniem. Listopadowe wieczory, zawieszone pomiędzy złota jesienią a zimą, to dobry czas, aby pomyśleć o… świętach Bożego Narodzenia i tym, jak w tym roku je spędzimy. A warto to rozważyć jak najszybciej, gdyż chętnych na przeżycie tych dni poza domem jest z roku na rok coraz więcej.
Od kilku dni czuję coraz mocniej, że jesień zbliża się do nas wielkimi krokami. Zwiększony ruch samochodów na ulicach, gromadki uczniów na boiskach szkolnych, aż wreszcie napotkani podczas leśnego spaceru grzybiarze, dumnie prezentujący znajdujące się w koszykach trofea – cieszące oko prawdziwki, koźlarze i maślaki. No i pierwsze nitki babiego lata, unoszące się swobodnie w złotych promieniach słońca, jasno sygnalizują, że przyroda szykuje się powoli do snu.
Dla większości z nas ten wrześniowy czas to powrót do rutyny i pewnej normalności po wielu miesiącach pandemicznych zmagań. Czas odpoczynku w domowym zaciszu po intensywnych dniach w szkole i pracy.
– Za co lubisz morze? – usłyszałam. Przez moją głowę przemknął strumień myśli, wspomnień, obrazów.
– Za wszystko – uśmiechając się serdecznie zerknęłam na horyzont.
Odpowiedź, choć wydawałoby się, że trywialna, jest dokładnie tym, co czuję. Morze rozgościło się w mojej duszy dawno temu. I, być może, nie jest to najpopularniejsza opinia – uwielbiam je po sezonie letnim. Druga połowa sierpnia, wrzesień, październik i listopad rządzą się swoimi, bardziej surowym, ale też majestatycznymi prawami.
To właśnie wówczas morze wydaje mi się najpiękniejsze i ma szczególną siłę przyciągania. Pojawiające się coraz częściej sztormy, granatowe chmury górujące dumnie nad wzburzoną taflą, przebijające się przez nie promienie słońca, wiatr targający włosy i piaszczyste przestrzenie, z nielicznymi turystami, poszukającymi tych samych przeżyć i emocji.
Czy pamiętacie, na jaką wycieczkę zaprosiłam Was w zeszłym tygodniu? Jeśli nie do końca, a jesteście głodni wrażeń, zachęcam do prześledzenia opisu rejsu na naszym blogu. Przybliżę Wam tę historię pokrótce. Płynęliśmy wówczas galarem, czyli repliką rozpowszechnionych w XVIII wieku polskich łodzi rzecznych, używanych do jednorazowego transportu towarów, tj. sól, zboże, mydło i wapno. Na jego pokładzie, wraz z innymi śmiałkami, przemierzyłam wody Motławy i Nowej Motławy, a naszym oczom ukazał się Gdansk z zupełnie innej, wartej uwagi, perspektywy.
Sezon wakacyjny nad polskim morzem trwa w najlepsze! Lato zaczęliśmy z przytupem również w Trójmieście, gdyż temperatury tylko okazjonalnie spadają poniżej 20 stopni Celsjusza, co cieszy wszystkich spragnionych rozgrzanego piasku, opalania i kąpieli w falach. Jednakże Gdańsk nie tylko morzem żyje i ma jeszcze wiele innych, interesujących asów w rękawie. Dla tych, którzy wytchnienia szukają nad wodą, ale niekoniecznie na rozległych plażach lub przeskakując pośród bałtyckich bałwanów, mam bardzo dobre wieści. Podobnie, jak dla miłośników poznawania historii na nowo, a przede wszystkim spojrzenia na znane oblicze miasta z… nieznanej perspektywy – perspektywy wody.
Zapraszam Was na relację z rejsu galarem!
Do wakacji zostało już tylko kilka tygodni! Wiosenne słońce wślizguje się coraz wcześniej do naszych sypialni i przypomina nam, że to najwyższy czas, aby zaplanować urlop. Wielu z nas wybierze się w podróż z najbliższymi: małżonkami, partnerami, dziećmi, rodzicami, z przyjaciółmi lub solo. Ale, ale - czy aby na pewno wymieniłam tu wszystkich, którzy cieszą się na myśl o odpoczynku, beztrosce, pięknych widokach i byciu przy naszym boku? Zdecydowanie nie!
Hotele otwarte czy hotele zamknięte? W ostatnich tygodniach otrzymałam co najmniej kilkanaście takich pytań od przyjaciół, znajomych i członków rodziny. Uczestniczyłam też w kilku dyskusjach, w których próbowaliśmy ustalić, na co pozwalają nam aktualne regulacje, a czego robić nie możemy. Pomyślałam, że skoro temat jest żywy wśród moich bliskich, może zainteresować też naszych Gości, czytelników oraz osób poszukujących odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania. Z myślą o Was przygotowałam ten krótki przewodnik po rezerwacjach w czasie kolejnego lockdownu.